sobota, 20 sierpnia 2016

Rozdział 12


Haruka rzucił mu ostatnie spojrzenie i wyszedł. Artur go nie zatrzymał, mimo przeczucia, że należało jakoś lepiej zakończyć ten burzliwy dzień.
Poprawił przylegający do wilgotnej skóry T-shirt. Z całego pośpiechu niedokładnie się wytarł. Zresztą, Haruka także. Jego mokre włosy, przyklejone do policzków i szyi, lśniły czernią tak głęboką, że aż odbijała granatowy blask. Przy kontraście z jasną karnacją Haruka przypominał istotę nadprzyrodzoną, jakiegoś pięknego wampira. I pomyśleć, że jeszcze chwilę temu przeciągał palcami po tych włosach, dotykał gładkiej skóry, a nawet zdejmował z długich rzęs krople wody. Gdy teraz o tym myślał, uznał, że trochę przesadził. Powinien był nad sobą zapanować, tym bardziej, że Haruka niespecjalnie się odwzajemniał. Sprawiał wrażenie nieco... skonsternowanego. Gdy musnął dłonią jego biodro, prawdopodobnie zrobił to przez przypadek. A potem wyszedł, tak po prostu. Bo zwyczajnie nie wiedzieli co mieliby sobie powiedzieć. 
– Kurwa, spierdoliłem to.

        O wpół do dziesiątej rano obudził go sygnał z telefonu. Odebrał natychmiast.
„Zgadnij co to za wspaniały dzień?” – zaćwierkał radosny głosik.
– Hymmm... Cześć Tomoko. Co u ciebie? – ziewnął przeciągle.
„Jej, ty jeszcze śpisz”.
– Wyleguję się.
„Masz wyraźnie zaspany głos. Obudziłam cię” – zauważyła z udawaną skruchą. 
– No dobrze, masz mnie. Jestem śpiochem. Co to za wspaniały dzień?
„Będę udawała, że tylko się zgrywasz z tym pytaniem. Oczywiście świętujemy nadejście wakacji. Pogodę mamy piękną, idealną pod namiot. Omimaikonakahama! Omimaikonakahama, kochany!”
Artur usiadł prosto.
– To dziś?
„No nie rób mi zawodu!”
– Więc... to dziś – powtórzył, krzywiąc się. – Jasna cholera, naprawdę dziś.
„Lubię te twoje polskie przekleństwa. Będziesz nas nimi zabawiał przy ognisku.”
Poczuł drapanie niepokoju. Odchrząknął.
– Więc... co właściwie przygotowałaś?
„Tym razem bez żadnych wariactw. Jesteśmy dojrzałymi ludźmi i tak też będziemy się zachowywać”.
– Wow, to twoje słowa, czy przedrzeźniasz Daiki?
Parsknęła śmiechem.
„Wynajęliśmy domek.”
– O. No to rzeczywiście bez wariactw.
„Spokojnie. Zrobiliśmy to pod dziewczynę Yamato-kun'a, która boi się zmutowanych meduz wpełzających do namiotów w mroku nocy. No więc... Część z nas będzie nocowała na łonie natury, a pozostali pod dachem.”
– Kim będą ci szczęśliwcy?
„Cóż, padło na żeńską załogę. Zostaniemy z dziewczyną Yamato-kun'a żeby jej było raźniej” – odparła cierpko.
– A to nie może spać ze swoim chłopakiem?
„Żadnych par! Mamy tworzyć jedną, wspólną drużynę!”
– Przecież już zostaliśmy podzieleni i to w najgorszy z możliwych sposobów. Według płci.
„Tak, tak, ale... hym. No chyba, że...”
– Chyba, że co?
„Chyba, że będzie lało, grzmiało i wiało! Wtedy przyciśniemy się wszyscy do siebie na podłodze! I będziemy spać jak naleśniczki.” – zachichotała.
– Oby nie. W takiej sytuacji wybieram żywioły. – Przeciągnął się i odrzuciwszy kołdrę, wstał. – No dobra. Zjawię się na tym waszym kempingu. Przypomnij mi tylko kto  przyjdzie i o której się wszyscy zbierają.
„Daiki-kun już tu jest. – Uczyniła pauzę i Artur wyobraził sobie, że do niego macha, jej głos wyraźnie poweselał. – Ogarniamy sprawę. Dwa potężne żywioły energii! Powinniśmy ze wszystkim zdążyć na czas. Bliźnięta przyjeżdżają nie wcześniej niż o piętnastej. Reszta o szesnastej. Yamato-kun ze swoją dziewczyną, Takudome, Soseki-chan, Aya-chan i moja najdroższa Mina-chan. Wiesz... – zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu – naprawdę żałuj, że nie zakręciłeś się wokół Miny, jak jeszcze miałeś szanse, przyjdzie ze swoim chłopakiem. Strasznie fajnym zresztą.”
Pokręcił z uśmiechem głową. Cała Tomoko.
– Gdybyś w zeszłym roku za wszelką cenę nie próbowała nas ze sobą swatać, może by nam się udało. Poza tym nie wierzę w związek na odległość. 
„Wiem, wiem, nie lubisz wyzwań i komplikacji”.
– To nie prawda – zaoponował, ale w głębi duszy trochę przyznawał jej rację. 
„Przyjdźcie na szesnastą. Mamy zakąski i napoje, nie wszystkie z solą. Załatwimy jeszcze alkohol. Och, gdybyś tylko widział Daiki-kun'a teraz. Zabrał się za rozstawianie namiotów. – Roześmiała się. – Chyba biedakowi pomogę. 
Po ustach Artura przemknął uśmiech, bo wiedział, że ten chłopak nie pozwoli jej na to choćby miał się sam męczyć do zachodu słońca. 
– Co mogę przynieść?
„Jedynie siebie i dobry humor.”
– Okey, zaraz zadzwonię do Naoto.
„Już do niego zadzwoniłam, zajmij się Shigą-kun.”
Uśmiech Artura zamarł na wargach. Wstrzymał oddech.
– Shigą?
„Oj, co to za barwa głosu... – nadąsała się. – Nie mów, że nadal jesteście poważnie na siebie wściekli! Ty, który łagodzisz wszelkie konflikty? Artur, proszę, nie zawiedź mnie.”
– Jesteś pewna, że go dobrze zrozumiałaś? Naprawdę powiedział, że chce jechać? Jak dla mnie, tak tylko gadał...
Tomoko wydmuchała ze zniecierpliwieniem powietrze.
„Jeśli martwisz się o swój sekret, to zupełnie niepotrzebnie, bo nikt go nie pozna. Daje słowo, nikt się o niczym nie dowie. A jeśli Naoto coś palnie, własnoręcznie ukręcę mu kark.”
– Jakiego sekretu na Boga? – zawołał i niemal włos mu się zjeżył.
Uderzyła w niego absurdalna myśl, że Tomoko była wczoraj w jego mieszkaniu w momencie, w którym oddawał się z Haruką słodkim uciechom. Może przyszła pogadać o dzisiejszym wypadzie, albo chciała wybadać, czy on nadal się na nią złości. Nic dziwnego, że miała taki dobry nastrój. Czy przykleiła ucho do drzwi i słyszała ich sapanie? A może, o zgrozo zajrzała do środka? Przecież chyba nawet nie zamknęli drzwi. Zawirowało mu w głowie. Wyszedł z sypialni i rozejrzał się wokół, szukając śladów jej obecności. I nagle go zmroziło. Przytknął do ust pięść. Co jeśli wczoraj wpadł w odwiedziny tata?
„Mówię o twojej słodkiej pomyłce. O tym, że myślałeś, że Shiga-kun jest dziewczyną. Byłam bez serca tak na was nacierając. Co ja sobie myślałam? Ale uczę się na błędach. Nikt nie usłyszy o tej historyjce, chyba, że sam zechcesz nam ją opowiedzieć przy alkoholu.”
– Dobra, rozumiem...
„Tak? Wszystko w porządku?”
– Tak tak... Muszę kończyć.
„Dobra, ja też. Trzymaj się i do zobaczenia o szesnastej”.
– Jasne. Pa.
Tomoko przerwała połączenie, a on jak zaklęty przyciskał telefon do ucha. W głowie mu huczało od natłoku myśli. 
Co on wyprawiał...

Trochę przed szesnastą, przy wejściu na plażę, powitali go Naoto i Yukio uśmiechnięty od ucha do ucha. Kontrast dla ponurej miny Naoto.
– Hej! Dawno się nie widzieliśmy. Czemu nie dzwonisz!
Artur poczuł, że zmartwienia ulatują w niebyt. Odwzajemnił uśmiech i zamknął kolegę w mocnym uścisku.
– Słyszałem, że miałeś egzaminy.
Yukio wystawił język i zagryzł go z kwaśną miną.
– Nie wchodzimy dziś na te tematy.
Artur przeniósł wzrok na Naoto.
– Cześć, myślałem, że przyjedziemy razem...
– Też tak myślałem – odburknął, uciekając spojrzeniem w bok.
Yukio zaśmiał się z jego miny i szturchnął go w ramię. Naoto nie zareagował.
– Posprzeczał się z Tomoko-chan.
– Nic nie wiesz i nawet nie próbuj zgadywać – skrzyżował ramiona.
Yukio wymownie wzniósł oczy.
– Dobra, ruszajmy już lepiej.
Skierowali się w stronę plaży, wchodząc w osłoniętą drzewami ścieżkę. Artur wciągnął do płuc powietrze i poczuł radość w każdej najmniejszej komórce swojego ciała. Szum fal, świergot ptaków i zapach liści odwracały jego uwagę od natrętnych myśli, pomagały spojrzeć na sprawy z pewnego dystansu. 
Jeszcze siedząc w autobusie przygniatało go poczucie winy, cięższe z każdym mijanym kilometrem. Narażając się Tomoko, nie powiadomił Harukę o kempingu. Jednak wyrzuty sumienia powoli się rozwiewały. Aż w końcu doszedł do wniosku, że wybrał jedyne słuszne rozwiązanie. Przecież nie mógł przyjechać z Haruką. Naoto by mu tego nie podarował. Co więcej,  za bardzo się wokół sąsiada zafiksował. Nawet Naoto to zauważył, a przecież nie wiedział o wszystkim...
Nie. Znajomość z Haruką wiązała się ze zbyt poważnym ryzykiem, którego Artur nie zamierzał podejmować. A gdy tylko przyszło mu myśleć inaczej, natychmiast przywoływał wspomnienie z dzisiejszej rozmowy telefonicznej z ojcem.
Niewiarygodne, jak bardzo się bał do niego odezwać. Do ostatniej chwili zwlekał z decyzją o zadzwonieniu do niego. Miał wrażenie, że stoi nad przepaścią. Gdy wystukiwał numer, ręka mu drżała, a gardło ściskała niewidzialna obręcz. Lecz wtedy usłyszał ten głos. Wesoły, nieświadomy, czysty od wszelkich podejrzeń. Niemal osunął się z ulgą na podłogę. Tata o niczym nie wiedział. Nie było go wtedy w mieszkaniu. Artur wciąż miał szansę aby wszystko naprawić.
– Hej, hej! – zawołała Fuyuka, siostra bliźniaczka Yukio, zupełnie ściągając jego myśli do teraźniejszości. 
– Cześć mała!
Dziewczyna ubrana była tak samo jak brat, w kolorową koszulkę i czerwoną czapkę z daszkiem. Nawet jej włosy miały identyczne ścięcie i Artur zadumał się nad tym, bowiem jeszcze nie znał tak zgodnego i przyczepionego do siebie rodzeństwa. 
– Artur-kun! Jesteś wyższy niż zapamiętałam!
Bezceremonialnie wskoczyła mu w ramiona, oplatając go nogami. Był przygotowany na to, ale i tak się roześmiał.
– Co zrobiłaś ze swoim warkoczem? – Pociągnął ją za kosmyk włosów.
– Nie chciałem zapuścić, więc ona ścięła – odparł ze wzruszeniem ramion Yukio. – Teraz nikt nas nie rozróżni.
Fuyoka odkleiła się od Artura i chwyciła się za drobne piersi.
– Spokojnie, mam jeszcze t o.
– Te dwa pryszcze? Proszę cię.
Artur uciekł taktownie spojrzeniem i rozejrzał się za resztą przyjaciół. Daiki pokiwał mu głową, jak zwykle oszczędny w wyrażaniu jakichkolwiek emocji. Nadmuchiwał ponton, naciskając stopą na pompkę. Artur ruszył w jego stronę.
– Cześć.
– No cześć.
– Widzę, że namioty już rozstawione.
Daiki coś mruknął pod nosem i poprawił okulary z grubymi oprawkami.
– Pomóc ci? Kurcze, mogłem przyjechać wcześniej...
– Nie, nie, za dużo nas tu było.
– Tak? Od której jesteście? Tomoko powiedziała żeby być na szesnastą.
– Taki był plan. Tomoko-chan i ja mieliśmy się sami wszystkim zająć. – W jego głosie zabrzmiała pewna skarga. – Ale potem mnie zostawiła i wróciła do Kioto.
– Bez sensu, czemu?
Daiki skierował pochmurne spojrzenie w kierunku Naoto.
– Podejrzewam, że z jego winy. O coś się poprztykali i on chyba nie chciał przyjechać. Jak dla mnie okey, bo zawsze tylko zrzędzi, albo gada o cyckach.
Artur uśmiechnął się kącikiem ust. Daiki nie przepadał za Naoto głównie dlatego, że Tomoko tak bardzo się z nim przyjaźniła. Prawdopodobnie cieszył się na myśl, że zaistniała okazja, aby z nią pobyć sam na sam. Tymczasem jeden telefon od Naoto i już jej nie było. Artur współczuł Daiki. Od kiedy tylko sięgał pamięcią, ten chłopak wodził za nią spojrzeniem. Niestety Tomoko zupełnie nie zdawała sobie z tego sprawy. Prawdopodobnie...
– O co im poszło?
– Sam ją zapytaj. Nie chciałem być wścibski. – I mówiąc to, skinął głową w stronę lasku.
Artur odwrócił się, zauważając dziarsko maszerującą Tomoko. Miała mocny makijaż, jakby szykowała się na wojnę z wampirami. U jej boku szedł jeden. Japońska wersja Lestata. Artur rozchylił z zaskoczeniem usta i nie zamykał ich przez kilka szybkich uderzeń serca.
Haruka.
– Kurwa mać...
– Nie, chyba jakiś Shiga.
– Wiem, znam go – wyjąkał i poczuł na sobie badawcze spojrzenie Daiki. 
Sam Haruka utkwił wzrok w Arturze tylko na dwie sekundy.
– Punktualny chłopiec! – zawołała z zadowoleniem Tomoko, ruszając w ich stronę.
W tym samym momencie wzniósł się krzyk Fuyuki i Artur potraktował to jako pretekst, aby odwrócić się w stronę jeziora. Naoto, Fuyuka i Yukio byli zanurzeni po uda w wodzie i ochlapywali się w najlepsze. Zazdrościł im tej nieskrępowanej radości. Sam targany był mieszanką uczuć złości, strachu i czegoś jeszcze, czego nie umiał w tej chwili zdefiniować. Zacisnął pasek plecaka.
– Tym to dopiero dobrze. Palcem nie ruszyli żeby nam pomóc w sprzątaniu domku – żachnęła się Tomoko.
– Bliźnięta mają uczulenie na kurz. A przynajmniej tak między sobą uzgodnili.
– Jasne, jasne, raczej alergię na pracę.
– Jak tam w ogóle wygląda? – zapytał Daiki. – Gdy pojechałaś do Kioto, ogarnąłem  z wierzchu.
– To widać – odparła dobitnie.
Artur ułożył w uśmiechu usta, z powrotem się do nich odwracając. 
– Cześć... Shiga. Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
Haruka strzelił w niego spojrzeniem.
– Tak, zauważyłem twoje zaskoczenie.
– Już w końcu nie wiedziałem czy chciałeś jechać, czy nie.
Haruka zerknął z ukosa na szczerzącą zęby Tomoko.
– Ta mała mnie wyciągnęła. Ciężko jej się oprzeć.
Artur zmarszczył brwi i zauważył, że Daiki zareagował podobnie.
– Skąd się właściwie znacie? – zapytał niby od niechcenia, ale Artur wiedział, że próbował Harukę wybadać.
Tomoko zarumieniła się gwałtownie i Daiki błędnie interpretując jej zachowanie, wyraźnie przygasł. Wbił wzrok w ponton i wrócił do napompowywania.
– Eh, wiesz, jakoś tak. – Zaczęła się bawić bransoletkami. – To kolega Artura, w zasadzie. Poznaliśmy się przez Artura. No właśnie.
Tomoko nie umiała kłamać. Od razu się jąkała. Artur chciał naprawić sytuację, ale nie wiedział jak to zrobić nie wkopując jednocześnie siebie. 
Przepraszam Daiki...
– Gdzie mogę odstawić plecak? Chętnie bym się też przebrał. W autobusie było gorąco.
– Chodź zaprowadzę cię do domku – zaproponowała z wyraźną ulgą Tomoko. – Shiga-kun, idziesz z nami?
– Po co? Przed chwilą stamtąd wylazłem.
– Niech zostanie, inaczej będę się musiał przyłączyć do tego przedszkola – oznajmił  Daiki, wskazując kciukiem w kierunku jeziora. – Pewnie już wszystkie ryby wypłoszyli.
– Jestem przekonana, że nie minie godzina, a sam będziesz się tak pluskał.
– Jeśli planujesz się zdrzemnąć, to może rzeczywiście, ale w twoich fantazjach.
– Ha. Ha. – Wytknęła mu język. 
Artur przyjrzał się Haruce, ale nic z jego twarzy nie wyczytał. Był milczący i zapatrzony w odległy horyzont.
– Idziesz Artur? – Tomoko już wchodziła do lasku. Drgnął.
– Jasne...
– Rozłożymy leżaki? – zaproponował Daiki.
Haruka wzruszył ramionami.

Domek nie był głęboko schowany w lesie. Dotarli na miejsce w przeciągu czterech minut spokojnego spaceru. 
Artur zatrzymał się  i przechylił z zaciekawieniem głowę. 
– Co? Nie jest zbyt ładny... – Odgadła jego myśli Tomoko i również mu się przyjrzała.
Nie, do ładnych absolutnie nie należał. Deski wyraźnie pożółkły i miały zacieki. Dwa drewniane słupy, podtrzymujące z przodu bury, lekko spadzisty dach, nieznacznie przekrzywiały się w prawą stronę. Wyglądały tak, jakby to one dźwigały całość, ostatkiem swych sił, a to zupełnie nie zachęcało do wejścia. Niemniej ten domek posiadał szczególną aurę. W Japonii Artur oglądał różne budynki. Domy monumentalne, piękne, lub zadziwiająco perfekcyjne. Ten tutaj nie zaliczał się do żadnego z trzech. Ukryty w lesie, niemal szturchany przez gałęzie drzew, wydawał się w pewien sposób rozczulający.
– Bez obaw, nie spadnie nam na głowę sufit. Daję słowo.
– Nie myślałem o tym...
Weszli do środka i Artur z ulgą zrzucił na podłogę plecak. Uderzył go zapach płynów czyszczących, a także wanilii. Było zadziwiająco schludnie.
– Tutaj będziemy nocowały. – Pokazała mu niewielkie pomieszczenie z szafą i nadmuchanym materacem, niemal w całości zakrywającym podłogę. – To Daiki-kun skombinował nam materac. Spokojnie zmieszczą się na nim nawet cztery osoby. Tam jest kuchnia, a przynajmniej coś, co ją przypomina. – Wskazała palcem i Artur obejrzał się za siebie. – A tam łazienka. Z prysznicem! Chwała za to Buddzie! 
– No no. – Rozejrzał się kiwając głową. Nie miał pojęcia jak wszystko skomentować. Zapanowała napięta cisza.
Tomoko zaczęła gryźć dolną wargę, zmarszczyła czoło.
– Do kitu. Ten dom kona.
– Nieprawda, wszystko jest okey – zawołał z przesadnym entuzjazmem. 
– Nie, nie jest. Shiga-kun nazwał go konającym biedactwem. Staraliśmy się ogarnąć wszystko, powywalać zdechłe robale, ale smród zbutwiałego drewna pozostał mimo odświeżacza. I ten wygląd... Dziewczyny dostaną zawału.
– Powiesimy lampiony. Widziałem dwa przy czerwonym namiocie. Gdy zrobi się ciemno, będą ładnie oświetlały wejście.
W jej oczach był sceptycyzm, ale zaraz się uśmiechnęła.
– Masz rację.
Znów nastąpiła pauza. Artur przeczesał dłonią włosy.
– A tak w ogóle... Wróciłaś do Kioto z powodu Naoto, czy po Shigę? Doszłaś do wniosku, że go nie powiadomię, prawda?
Tomoko utkwiła w nim poważne spojrzenie.
– Miałam w obowiązku dopilnować, żeby się zjawił. To ja go w końcu zaprosiłam. Oczywiście Naoto nie był uszczęśliwiony, delikatnie mówiąc. Ma do mnie żal, ale ja mu się naprawdę dziwię. Najwyższa pora żeby stanął naprzeciw przeszłości i się z nią w końcu rozliczył. – Westchnęła. – Podróż była koszmarem. Nawet nie wiesz... Nie mogłam usiąść obok Naoto, bo wymownie położył obok siebie plecak. Ale on mnie tym zirytował! Natomiast z Shigą nie dało się w ogóle rozmawiać. Po dziesięciu minutach założył słuchawki i wgapił się w okno. Chyba go zanudzałam.
– Ale jakoś się dogadaliście? Sprzątałaś z nim domek...
– Bo w zasadzie jest niesamowicie miły. Gdyby nie on, to miejsce nie wyglądałoby tak dobrze. Naprawdę chciał mi pomóc. Poza tym chyba mu się spodobał.
– Kto?
Posłała mu cwany uśmiech.
– Domek.
Artur ukucnął i zaczął szperać w plecaku.
– Podpytałam się Shigi jak się z wami sprawy mają i powiedział, że w porządku. A jednak czuję wibrujące napięcie wokół was.
– Hymm, wiesz... Z jednej strony chcę dotrzymywać towarzystwa Naoto, z drugiej Shidze. Nie czeka mnie dziś łatwe zadanie.– Zaśmiał się nerwowo. – Przebiorę się szybko i zaraz do nich dołączymy, dobra?
Wyciągnął z plecaka T-shirt i luźne, granatowe kąpielówki. Tomoko spojrzała na nie krytycznie i pokręciła z uśmieszkiem głową.
– O co chodzi?
– Z takimi nikogo nie poderwiesz. Daiki-kun ma obcisłe.
Roześmiał się.
– Może więc Daiki zaplanował dziś kogoś złowić?
Uniosła pytająco brwi. 
Artur poczuł, że mimo niesprzyjających okoliczności, dzień zapowiadał się wyjątkowo ciekawie...

2 komentarze:

  1. Opowiadanie do połknięcia w dwa dni. Jedno z lepszych jakie czytałam przez ostatni rok. Gratuluję naprawdę fajnych bohaterów, nawet Tomoko lubię, chociaż miesza jak wiedźma w kotle ;D Z niecierpliwością czekam na kojeny rozdział!

    Kasha

    OdpowiedzUsuń
  2. Powinnam uczyć się do WOSu a tymczasem siedziałam i czytałam to opowiadanie x.x
    Wciągnęłam się. Cholera, co będzie dalej?
    Weny
    Ann

    OdpowiedzUsuń