niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 6


Artur przyglądał się z zastanowieniem pogwizdującemu ojcu. Po wczorajszym wisielczym nastroju nie pozostał najmniejszy ślad, jakby z nastaniem dnia ojciec wrócił do bycia dawnym sobą. Śniadanie zrobił jak obiecał, podśpiewując przy tym i wystukując łyżką rytm o brzeg patelni. Chciałoby się uwierzyć, że wszystko jest po staremu.
– Słuchaj, odprowadzę cię – zaproponował Artur, gdy ten zakładał do wyjścia buty.
– Chcesz? Nie musisz, idę jeszcze do sklepu. – Poczochrał mu włosy.
– I tak zamierzam pobiegać, więc... wszystko okey. Rozejdziemy się przed skrzyżowaniem.
Przez twarz ojca przeszedł grymas niezadowolenia, ale zanim Artur zdążył cokolwiek wywnioskować,  posłał mu uśmiech.