Haruka rzucił mu ostatnie spojrzenie i wyszedł. Artur go nie zatrzymał, mimo przeczucia, że należało jakoś lepiej zakończyć ten burzliwy dzień.
Poprawił przylegający do wilgotnej skóry T-shirt. Z całego pośpiechu niedokładnie się wytarł. Zresztą, Haruka także. Jego mokre włosy, przyklejone do policzków i szyi, lśniły czernią tak głęboką, że aż odbijała granatowy blask. Przy kontraście z jasną karnacją Haruka przypominał istotę nadprzyrodzoną, jakiegoś pięknego wampira. I pomyśleć, że jeszcze chwilę temu przeciągał palcami po tych włosach, dotykał gładkiej skóry, a nawet zdejmował z długich rzęs krople wody. Gdy teraz o tym myślał, uznał, że trochę przesadził. Powinien był nad sobą zapanować, tym bardziej, że Haruka niespecjalnie się odwzajemniał. Sprawiał wrażenie nieco... skonsternowanego. Gdy musnął dłonią jego biodro, prawdopodobnie zrobił to przez przypadek. A potem wyszedł, tak po prostu. Bo zwyczajnie nie wiedzieli co mieliby sobie powiedzieć.
– Kurwa, spierdoliłem to.